Moi kursanci często podpytują mnie o to jakie obiektywy warto kupić do ich nowej lustrzanki. Później kupują po kolei słoiki: szerokątne, teleobiektywy, stałki i kiedy już mają te wszystkie zabawki, to wiecie jakie pytanie pada najczęściej przed wyjściem w plener? – Czy na pewno wszystko muszą zabrać ze sobą?

Ja sam na urlop zabieram swoją 15kg torbę sprzętu, żeby wreszcie zrobić jakieś zdjęcia dla siebie, po swojemu, nie za pieniądze… i co? – i kończy się jak zawsze – ciężka torba zostaje w samochodzie, a ja fotografuję „jabłkiem”, które mam akurat w kieszeni. Oczywiście mocno podirytowany faktem, że fotka z matrycy telefonu nadaje się tylko do wstawienia na FB z kiczowatym filtrem. O dobrej post produkcji, publikacji, drukowaniu, mogę zapomnieć. Ale zaraz… przecież nie tak miało być! Cały ten sprzęt miał służyć fotografowaniu, a nie zniechęcać do niego. Niestety do niedawna nie było specjalnie alternatywy, przynajmniej dla mnie, no bo przecież:

  • Leica M, w której za sensowny zestaw trzeba zapłacić ponad 50.000zł i ostatecznie otrzymać aparat oparty o dalmierz, który do fotografii reportażowej może i się nadaje ale niestety tylko do niej? – nie koniecznie.
  • tańsze bezlusterkowce na przyzwoitej matrycy APS-C, z takim opóźnieniem i smużeniem w wizjerze, że przed fotografowaniem trzeba było zażyć aviomarin? – nie specjalnie
  • klasyczne kompakty z jakością podobną do tej z mojego „jabłka” – dziękuję ale jabłko wygodniejsze

Nie wyglądało to za ciekawie, choć byłem pewien, że w końcu poprawią te elektroniczne wizjery i wsadzą porządna matrycę w małe body, z małymi szkłami. Moje wymagania co do nowego aparatu były bardzo konkretne:

  • małe i lekkie body i obiektywy
  • dobry jasny wizjer, z minimalnym opóźnieniem / dobrym odświeżaniem
  • dobra, najlepiej pełno klatkowa matryca, która da obraz nie wiele gorszy niż mój Canon 5d
  • przyzwoity autofocus (wystarczy przyzwoity bo sportu praktycznie nie fotografuję)
  • rozsądny wybór obiektywów

Jestem dość sceptycznie nastawiony do marketingowych przechwałek producentów ale Fuji tak mocno krzyczało o swoim super szybkim wizjerze i szerokim zakresem tonalnym matrycy, że postanowiłem to sprawdzić. Znalazłem dni otwarte Fuji i ruszyłem przestrzelić flagowe X-T1 z kilkoma szkłami. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne, wizjer jest szybki, nie powoduje zawrotów głowy i jest bardzo duży. Po raz pierwszy przyjemnie było popatrzyć na świat przez elektroniczne oko. Dodatkowo X-T1 ma super szybki auto focus, czyli coś na czym mi specjalnie nie zależy (ale robi wrażenie). Jeśli nie podepnie się do body ich najlepszego tele 50-140mm 2.8, to szkła i aparat są właściwych rozmiarów. Nie jest to może maluszek, ale dzięki temu dobrze leży w ręku, a jednocześnie zestaw jest znacznie mniejszy i lżejszy niż moje 5D. Zrobiłem sobie kilka testowych zdjęć na różnych ogniskowych i ruszyłem do domu sprawdzić wyniki.

Na pierwszy rzut oka zdjęcia wyglądały bardzo fajnie i wyjątkowo ostro (co jest zasługą braku filtra dolnoprzepustowego). Testowałem obiektywy z różnych półek cenowych i wszystkie dały radę. Dodatkowo kompletnie zamurowało mnie,  że z ręki czas 1/8s wychodzi całkiem ostry. Brak lustra minimalizuje drgania i tak jak w lustrzance przy 1/60, 1/30 obraz był na granicy poruszenia, tak w bezlusterkowcu moja granica to 1/8s. Robi to niezłą robotę bo zakładając, że fotografujemy nieruchomy obiekt w słabym świetle, możemy zejść z ISO 3200 na ISO 400,  bezpiecznie wydłużając czas (bez konieczności rozkładania statywu), a o tym jaka to różnica w jakości obrazu, chyba pisać nie muszę. Poniżej 1/8s z ręki:

Ponieważ testów było mi mało, a wybierałem się na weekend nad wodę, więc udało mi się wypożyczyć Fuji X-T1 ze szkłami 10-24mm f4 i 50-140mm f 2.8, czyli zakresem ogniskowych, który mnie interesuje. Na wyjeździe porządnie przestrzeliłem sobie te szkła ale zanim napiszę o efektach, powiem co nieco o samej ergonomii użytkowania i doborze szkieł. Zestaw słoików, który wziąłem nie był do końca trafiony. XF 50-140mm mimo że żyleta to dla mnie za duży, 10-24mm z kolei zbyt mało uniwersalny. Priorytetem wciąż było złożenie takiego zestawu, który będzie mały, lekki i uniwersalny. Ostatecznie pod moje potrzeby postawiłem na taki set:

    • 16-55 f 2.8 – jedno uniwersalne szkło, z którym zawsze i wszędzie mogę i mam ochotę iść. Jest szeroko do architektury / krajobrazu / reportażu i wystarczająco długo na portret. Dodatkowo mam dobre światło, które przy ostrych zdjęciach na czasach 1/8s daje ogromne możliwości.
    • 56mm f1.2 – bo portretową jasną stałkę warto gdzieś w torbie mieć, co nie znaczy, że będę używał jej na co dzień
    • 10mm Samyang do bardzo szerokich krajobrazów, które lubię (padło na Samyang’a bo tej ogniskowej nie używam często, ma dobrą cenę, a przy dużej głębi ostrości na szerokim kącie i świetnie zrobionym ostrzeniu manualnym w X-T1 wystarczy). Oczywiście użyję jak mi się będzie chciało wyjąć z bagażnika
    • 55-200 f 3.5 – 4.8 uzupełni długą ogniskową w krajobrazach, jak mi się będzie chciało wyjąc z bagażnika. Ma wystarczająco dobrą jakość, a jest zdecydowanie mniejszy niż 50-140mm.

W ten sposób cały zestaw wejdzie w połowę mniejszą torbę niż mój Canon 5D, a podstawowy set X-T1 + 16-55mm będę wszędzie chętnie zabierał i zrobię nim 85% wymarzonych kadrów. Pozostałe 15% zrobię resztą szkieł (jeśli zechcę wrócić po nie do bagażnika), a jak nie zechce to przynajmniej te 85% mam zrobionych porządnym aparatem, a nie „jabłkiem”, a przecież taki właśnie był cel. Tak wygląda X-T1 z 16-55mm czyli najlepiej wypracowany kompromis miedzy możliwościami i wielkością zestawu. Poniżej miarodajne porównanie:

Pozostało tylko jedno pytanie – co z matrycą? Czy przechwałki producenta mają jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości? Czy APS- C może przekonać mnie na tyle, że sprzedam pełną klatkę? Sprawdźmy to od strony technicznej i praktycznej.

Technicznie wygląda to tak jak poniżej:

Untitled-1

 

Odzyskiwanie szczegółów z pozornie prześwietlonych obszarów w Fuji, kompletnie miażdży możliwości mojego ulubionego 5D (w obu przypadkach te same parametry i taka sama korekta -4EV). Dla niedowiarków RAW’y do pobrania tutaj. Ja już zapomniałem o tym, że MUSZĘ mieć pełną klatkę.

Od strony praktycznej obrazek z Fuji X-T1 + 10-24mm f 4 wygląda tak:

Mnie to przekonało w 100%. Znalazłem aparat, znacznie mniejszy niż moja lustrzanka, z dobrym wizjerem, szybkim auto focusem, matrycą o gigantycznej rozpiętości tonalnej i świetnym zestawem szkieł. W kolejnych wpisach przetestuję jak X-T1 sprawdza się w studio, portrecie, reportażu i napiszę więcej o tym jak osiągnąć maksimum rozpiętości tonalnej matrycy (a nie jest to takie oczywiste i nie znalazłem tych informacji ani w instrukcji, ani na polskich stronach). Napiszę też na co trzeba uważać, bo w X-T1 jest ukryta drobna pułapka, o której należy wiedzieć zanim zacznie się fotografować.

P.S

W tym tygodniu dostanę jeszcze Olympusa na testy, sprawdzę jego możliwości i dam znać jak ma się do Fuji X-T1 .